Prof. Grzegorz Górski: USA odzyskują Europę wbrew Niemcom i Francji
Fronda.pl: Sekretarz stanu USA Mike Pompeo oświadczył podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, że „pogłoski o śmierci NATO są bardzo przesadzone”, a Zachód nie dopuści do urzeczywistnienia imperialnych ambicji krajów destabilizujących porządek światowy, m.in. takich jak Rosja, Chiny czy Iran. Co te deklaracje mogą oznaczać w praktyce?prof. Grzegorz Górski, historyk, amerykanista:
W Monachium zaznaczył się- niestety – głęboki rozdźwięk w ocenie sytuacji świata zachodniego. Z jednej strony sekretarz Pompeo podobnie jak prezydent Trump prezentował wizję optymistyczną, ofensywną wykazując, że w ciągu ostatnich czterech lat, dzięki determinacji administracji amerykańskiej, Zachodowi udało się odzyskać realne przywództwo. Amerykanie takimi czy innymi metodami powstrzymali nuklearne niebezpieczeństwo płynące z KRLD i Iranu, okiełznali eskalację konfliktu na Bliskim Wschodzie, zbudowali podstawowe zabezpieczenia przeciwko ekspansywnej polityce rosyjskiej, wreszcie doprowadzili do złamania niebezpiecznej dynamiki chińskiej. To przełomowy dorobek tym bardziej, że w dużej mierze wszystkie te sukcesy zostały uzyskane wbrew głównym liderom europejskim, a więc Niemcom i Francuzom. To amerykańska determinacja w ostatnich trzech latach nie tylko uratowała Zachód, w tym po raz kolejny Europę, ale też spowodowała, że dzisiaj znowu każdy kto próbuje demolować porządek międzynarodowy, musi się poważnie zastanowić.
Z jakim odzewem spotkała się ta linia polityki amerykańskiej?
W Monachium elity niemieckie i francuskie oraz ich suflerzy z europejskich krajów wasalnych, dawali wyraz swojej niemal bezgranicznej dekadencji. Co więcej, przedstawili teorię, w świetle której największym zagrożeniem dla Zachodu czy „Europy”, nie są wcale problemy z nie dającym się opanować naporem migrantów czy nierozwiązany kryzys gospodarczy i finansowy. W ich pojęciu, „Europie” zagrażają najbardziej „prawicowe populizmy” w wydaniu amerykańskich republikanów, brytyjskich konserwatystów, hiszpańskich konserwatystów z VOXa, włoskiej prawicy Salviniego, czy Orban ze swoim Fideszem. Do tego ci ludzie uzurpują sobie prawo do mówienia w imieniu „Europy”. Oczywiście nie są na tyle bezczelni, aby „reprezentować” Unię Europejską, ale jako samozwańczy przedstawiciele „elity europejskiej”, chcą budować swój pseudoliberalny, a w istocie posttrockistowski dyktat. Ci ludzie mają mentalność bolszewicką i jedyną ich taktyką dzisiaj, jest próba wystraszenia Europejczyków, że owi „populistyczni prawicowcy” tak naprawdę chcą zniszczyć zbudowany przez poprzednie pokolenia Europejczyków dobrobyt. Szafują tym strachem na lewo i prawo i wmawiają, że powrót do wartości założycieli Wspólnot Europejskich – Schumana, De Gasperiego czy Adenauera – zniszczy dzisiejszy, dekadencki, zmanierowany, permisywny i pozbawiony jakichkolwiek wartości europejski amalgamat.
Czy państwa Europy Zachodniej, zwłaszcza Francja i Niemcy, zechcą realnie wspierać podobne koncepcje i projekty?
Macron będąc w Warszawie powiedział wyraźnie i dobitnie o co mu chodzi. Kreując się na samozwańczego cesarza Europy wypowiada on jakieś niestworzone brednie o wspólnej „europejskiej” polityce obronnej, o samodzielnej polityce „europejskiej” względem Rosji, czy – co już najbardziej humorystyczne – „europejskim parasolu atomowym”, którym niby dysponuje Francja. Było mi przykro kiedy te brednie głoszone w Warszawie, nie spotkały się z żadnym wyrazem zdystansowania ze strony polskiej. Są naprawdę granice, których gościowi nie wypada przekraczać i kiedy gospodarz po prostu musi coś powiedzieć, by nie być posądzonym, że pośrednio podziela pogląd tego francuskiego narcyza.
Problem polega na tym, że Macron, który intensywnie demoluje Francję od wewnątrz umyślił sobie, że zbuduje swoją pozycję na wybory prezydenckie udowadniając Francuzom, że jest właśnie takim europejskim liderem. Macron uważa, że Merkel jest już historią, więc po Brexicie – wśród mrowia europejskich liderków – bez problemu zbuduje swoją przywódczą pozycję. A to ma dać jego rodakom poczucie odbudowy imperialnej pozycji. Francuzi są tu podobni do Rosjan i dla uzyskania takiego poczucia, są gotowi na wiele wyrzeczeń.
Jakie kolejne kroki jest gotów podjąć prezydent Macron, żeby zbudować swoją pozycję w Europie?
Macron steruje więc w kierunku pewnej formy restytucji szalonej polityki De Gaulle’a, która historycznie nic Francji nie dała, ale niezwykle silnie osłabiała latami NATO. Tyle tylko, że w obliczu coraz bardziej oczywistej reelekcji Trumpa, te Macronowskie podrygi są po prostu śmieszne. Francuzi nie są w stanie militarnie opanować od lat sytuacji nawet w swoich byłych afrykańskich koloniach, oczekują nawet na wsparcie polskie w Afryce Zachodniej, a ten opowiada bajki, o „parasolu atomowym”. Już właściwie wszyscy ci którzy chcą to widzą, że w całej tej frazeologii chodzi jedynie o to, by „Europa” zrobiła zrzutkę na ratowanie francuskiego przemysłu. Europejskie pieniądze mają zatem służyć znowu uratowaniu Macrona.
Przy obiektywnej słabości Niemiec i nieuchronnym ich staczaniu się w okres pogłębionego wewnętrznego kryzysu politycznego (najpóźniej po najbliższych wyborach), stoimy w obliczu narastającej kontestacji polityki amerykańskiej ze strony części owych posttrockistowskich liderków europejskich. Z drugiej strony jest to jednak szansa dla tych, którzy rozumieją twardy interes europejski i konieczność jego ochrony wraz z Amerykanami, na zbudowanie silnego bloku proatlantyckiego. Mam nadzieję, że Polska będzie w nim odgrywać pierwszoplanową rolę.
Kilka dni temu to właśnie Emmanuel Macron podczas tej samej konferencji w Monachium zadeklarował możliwość nowego otwarcia i podjęcia dialogu z Rosją. Czy jest to część planu państw Zachodu czy wręcz przeciwnie- próba storpedowania amerykańskich wysiłków mających na celu powstrzymanie imperialnych zapędów Rosji?
Tak jak zaznaczyłem, jest to nawiązująca do De Gaulle’a jego część planu, zakładającego doprowadzenie do erozji wpływów amerykańskich w Europie. Francuzi nigdy nie rozumieli Rosji, mieli i mają całkowicie nierealistyczne jej postrzeganie. Dla nas jest to szczególnie niebezpieczne. To co mówi Macron stanowi dowód wprost na to, iż gdyby – w co nie wierzę – udało mu się zbudować jakąkolwiek „europejską politykę bezpieczeństwa”, to w przypadku ewentualnych problemów z Rosją nie drgnęłaby mu powieka, aby dla tak wspaniałej konstrukcji, poświęcać takie „drobiazgi” jak państwa bałtyckie, pozycję Rumunii, czy kierujących się przecież wyłącznie antyrosyjską fobią Polaków. Na szczęście ostatni szczyt NATO mimo wszystko pokazał, że Macrona – przynajmniej na razie – właściwie nikt nie traktuje poważnie. Tym bardziej szkoda, że stworzyliśmy wrażenie, że w jakimś stopniu podzielamy jego pomysły.
Mike Pompeo zadeklarował również, że Stany Zjednoczone zainwestują w krajach Europy Środkowej i Wschodniej miliard dolarów w projekty energetyczne. W zamierzają inwestować Amerykanie i w których państwach mogą zostać uruchomione nowe projekty?
Chodzi o wsparcie rozbudowy infrastruktury pozwalającej na dystrybucję strategicznych surowców energetycznych. Może nie jest to na dzisiaj wielkie wsparcie w wymiarze finansowym, ale stanowi ważny sygnał. Oznacza iż Amerykanie zaczęli wreszcie rozumieć, że droga do odbudowy ich pozycji w świecie nie wiedzie przez rozdawanie prezerwatyw, promowanie aborcji czy związków homoseksualnych. Dotarło do ich świadomości, iż taka polityka spowodowała właśnie erozję ich wpływów w świecie, bo – zwłaszcza Chińczycy – zamiast takich pożałowania godnych poczynań, oferowali właśnie realne inwestycje, w tym w infrastrukturę. Mam nadzieję więc, że to pierwszy ważny sygnał zerwania z dotychczasową samobójczą polityką także w tym wymiarze.
Według doniesień Bloomberga w Stanach Zjednoczonych występują znaczne nadwyżki gazu ziemnego, a ich ceny spadły do stawek ujemnych. Czy jest to jeden z powodów deklaracji sekretarza stanu USA i ewentualny początek większych amerykańskich inwestycji energetycznych w Europie?
Amerykanie od kilku lat przygotowywali się do ekspansji zewnętrznej w tym zakresie. Trzeba tu podkreślić, że jedną z pierwszych decyzji administracji Trumpa było uwolnienie ich przemysłu wydobywczego od ograniczeń narzucanych przez pseudoekologicznych szaleńców. Dzięki temu w krótkim czasie Amerykanie stali się de facto pierwszym producentem ropy i gazu na świecie. W konsekwencji musieli zainwestować w infrastrukturę swoich portów, które dotąd były zbudowane niemal wyłącznie w logice przyjmowania tych surowców. Do tego trzeba było zmienić całe ustawodawstwo, w tym fiskalne, które wręcz uniemożliwiało eksport tych surowców. Gdy to wszystko się dokonało, przyszedł czas budowania rynków zbytu. A pozytywnym aspektem jest to, że przyrost wydobycia w Ameryce jest tak szybki, iż prowadzi to do spadku cen tych surowców, także na rynkach światowych. Z naszego punktu widzenia to wszystko to doskonała wiadomość, bowiem otwiera nam to dodatkowe możliwości dywersyfikacyjne, a w ślad za tym musi prowadzić do stabilizacji cen tych surowców.
Najważniejsze wszakże, że w sposób trwały uniezależnia nas to od surowców rosyjskich. Teraz to Rosjanie, jeśli nie postradali do końca rozumu, powinni zabiegać o nasz rynek. Ale jak się zdaje, są oni dzisiaj tak opętani rewindykacyjną ideologią, że paraliżuje to ich zdolność do pragmatycznego i realistycznego myślenia.
Jakie kolejne działania ekonomiczne, polityczne i wojskowe mogłyby pociągnąć za sobą tego typu inwestycje? Amerykanie zwykli chronić zagraniczne projekty wykorzystując swoje zasoby militarne.
Jest oczywiste, że w ślad za tymi pieniędzmi i rozbudowaną infrastrukturą, a w konsekwencji zbudowanymi rynkami zbytu dla swoich nadwyżkowych surowców, Amerykanie będą musieli chronić ten obszar przed możliwymi zagrożeniami. Te zagrożenia mają dwojaki charakter. Z jednej strony jest to oczywiście wspomniana mania rewindykacyjna Rosjan, którym jeszcze 2 – 3 lata temu wydawało się, że odzyskanie pozycji w Europie Środkowo – Wschodniej jest już na wyciągnięcie ręki.
Z drugiej strony jest to realizowana przez Niemcy po zjednoczeniu zmodernizowana koncepcja Mitteleuropy, czyli zwasalizowanej strefy wpływów, konstytuującej ich pozycję jako lidera w Europie.
Tak więc Amerykańska inicjatywa, wychodząca naprzeciw krajom Europy Środkowo – Wschodniej, które dążą do zrzucenia dominacji niemieckiej i nie chcą przywrócenia dominacji rosyjskiej, jest w istocie jedyną, ale i najpewniejszą gwarancją uzyskania tych celów. Patrząc na to co się dzieje z perspektywy przynajmniej trzech stuleci, jest to szansa jakiej nasza część Europy po prostu nie miała. W naszym wspólnym, najlepiej pojętym interesie leży to, aby przekonać Amerykanów do jak najintensywniejszej i jak najdłuższej kontynuacji takiej polityki.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 22.02.2020 r.