Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Pożar Notre-Dame to znak palonej wiary
„Pierwszym niewątpliwie narzędziem kontry tej dewastacji wiary i katolickiej kultury musi być modlitwa i świadectwo życia. Ale muszą być też zdecydowane działania hierarchów. Czytelne i mocne, jak znaki sprzeciwu.”- Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR dla portalu Fronda.pl.
Fronda: Na naszych oczach płonie katedra Notre-Dam, jeden z symboli chrześcijaństwa Zachodniej Europy. Czy to znak końca Europy jaką znamy?
Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR: Pożar katedry Notre Dame jest szokiem. Ale obawiam się, że wielu Europejczyków, wielu z nas będzie chciało na tym szoku poprzestać. Wczoraj w jednej z rozmów telewizyjnych uderzyło mnie, jak rozmówczyni programu informacyjnego wyraźnie wymówiła się od pytania o warstwę znaczeniową, symboliczną tej tragedii. A przecież trzeba o to pytać. Zdaję sobie sprawę z tego, że te pytania są niepopularne, albo ośmieszone, albo zakazane. Ale… Kiedy kilka lat temu tsunami w Indonezji pochłonęło ogromne ofiary, byli wśród nich w dużej mierze zwolennicy „turystyki seksualnej” z Europy Zachodniej, głównie z Niemiec. Kiedy klęska żywiołowa zniszczyła Nowy Orlean, niewielu chyba myślało o tym, że ta klęska dotknęła miasto – symbol swoistej kultury seksualnej. Kiedy inna klęska dewastowała Nepal, nie było popularne wskazywanie, że Nepal stał się centrum światowym „macic w leasingu”, czyli matek surogatek. Odwykliśmy od myślenia przyczynowo-skutkowego, od poszukiwania sensu zdarzeń. Bo to jest znakiem „teorii spiskowych”. A może jest to znakiem po prostu pragnienia myślenia racjonalnego, poszukiwania przyczyn zdarzeń i ich sensu. Pożar katedry w Notre Dame to znak palonej wiary, która obok spalonego rozumu wyznacza przestrzeń naszego chaosu postmoderny.
Pierwszego dnia Wielkiego Tygodnia w mediach widzimy płonącą wieżę z krzyżem, która upada na płonący dach katolickiej katedry. W krypcie katedry ma się znajdować relikwia święta korony cierniowej Jezusa Chrystusa. Wokół katedry nie widać zastępów straży pożarnej, nie ma helikopterów unoszących się nad płomieniami, próbujących gasić pożar. Czy nikomu już tam nie zależy na ratowaniu kościoła? Czy katolicy we Francji zupełnie się poddali?
Kiedy prezydent Trump na tweeterze zapytał o helikoptery, w telewizji niemieckiej ironicznie pytano – w jakich jeszcze dziedzinach okaże się być ekspertem. Oczywiście, rodzą się wątpliwości co do akcji ratowniczej, co do jej intensywności i ekstensywności. Słyszymy różne tłumaczenia, ale wątpliwości są i będą. Pożar jest w tym przypadku istotnie pewnym symbolem. Dotyka kościoła, ale wielu komentatorów zwraca uwagę wyłącznie na charakter zabytkowy obiektu, ubolewa się nad symbolem kultury francuskiej, europejskiej, a jednocześnie przemilcza skrzętnie, że ten symbol jest par excellence chrześcijański, katolicki. To bardzo wymowne. Tak, jak wymowne jest to, że katedra Notre Dame jest własnością państwa, a Kościół we Francji jedynie ją dzierżawi. Mnie zdumiewa także i to, że pośród głosów komentarzy brakuje głosów hierarchów Kościoła we Francji. Wypowiadają się ludzie z zupełnie innej kultury, innej cywilizacji, jak prezydent Macron, natomiast brakuje znaku solidarności samej wspólnoty katolików francuskich. To dodatkowo boli…
Kościół Katolicki w Europie Zachodniej się chwieje- co do tego nie możemy mieć wątpliwości. Kościoły pustoszeją, są masowo wyburzane. Zabytkowe katedry zamieniane są na mieszkania, restauracje, dyskoteki. Co, poza modlitwą, możemy w tej sprawie zrobić? Jak powinni reagować hierarchowie kościelni na tę dramatyczną sytuację?
Panie Redaktorze, przebywam w tych dniach w Niemczech, w Polskiej Misji Katolickiej w Kleve. W chwili pożaru katedry w Paryżu wracałem z Amsterdamu. Przez kilka godzin popołudniowej wędrówki w centrum miasta nie mogłem wejść do kościoła i pokłonić się Chrystusowi Panu. Katedra była zamknięta od godz. 15.00. Jeden z kościołów w dzielnicy Haarlem okazał się być apartamentowcem, drugi przy centralnym placu Dam jest galerią, w której aktualnie prezentowana jest wystawa World Press Photo. Inny, najstarszy budynek w mieście, od czasów reformacji przestał być w rękach katolików, w tej chwili jest jakimś ośrodkiem dla artystów. W Niemczech, w których goszczę, mimo wszystko sytuacja jest zdecydowanie inna. Dużą rolę odgrywają tu miejscowi Polacy i ich duszpasterze. Dzięki temu mogłem na przykład w minioną sobotę przejść 20 kilometrową drogę krzyżową w grupie członków naszej Misji, z ich duszpasterzem, ks. Marcinem. Wspominam o tym, bo pierwszym niewątpliwie narzędziem kontry tej dewastacji wiary i katolickiej kultury musi być modlitwa i świadectwo życia. Ale muszą być też zdecydowane działania hierarchów. Czytelne i mocne, jak znaki sprzeciwu. Nie sądzę, żeby sytuacja wokół Notre Dame była taka, jaka jest teraz, gdyby żył kardynał Lustiger. Niestety, w ostatnich latach mamy na Zachodzie nominacje hierarchów, którzy bardziej dbają o poprawność polityczną i hołdują tolerancji, niż są świadkami Chrystusa.
W obliczu poważnego kryzysu w Kościele, którego widomym znakiem może być dzisiejszy pożar w Paryżu, papież Franciszek raczej nie dodaje nam zbyt wiele otuchy. Dla wielu wiernych niezrozumiałymi mogą wydawać się publiczne gesty, kiedy z jednej strony nie pozwala on oddawać pielgrzymom hołdu sobie, jako zastępcy Jezusa Chrystusa na ziemi, z drugiej zaś papież pada do stóp i całuje obuwie zwaśnionych, sudańskich polityków. Czy wierni nie potrzebują teraz jasnego, zdecydowanego głosu pasterzy Kościoła?
Gesty papieża istotnie zaskakują. Jeszcze bardziej zaskakują ich nieporadne interpretacje. Wycofywanie ręki przed pocałunkiem było komentowane jako chęć uchronienia przed zarazkami… To brzmi jak dowcip z Monthy Pytona. Przepraszam. Z drugiej strony, gesty papieża Franciszka pobudzają emocjonalnie. Jestem przekonany, że wielu oglądających scenę całowania nóg sudańskich przywódców, jest i pozostaje poruszonych. To gest bardzo spektakularny, Problemem jest to, że jeśli zapytamy się co ten gest oznacza, co symbolizuje, jaki przekaz niesie – będziemy mieli trudności. Takich trudności nie było, gdy Jan Paweł II klęknął przed prymasem Wyszyńskim. Tu wszystko było jasne i czytelne. W przypadku całowania butów Sudańczyków – możemy mówić o ekspresji papieskiego gestu. O tym, że jest on poruszający. Ale sami powinniśmy wypełnić to poruszenie emocjonalne treścią. Inaczej ujmując, można się zgodzić, że papież stawia nam mocne, ekspresyjne gesty, ale trzeba je wypełnić treścią, by uczynić z nich znak. I tutaj pojawia się rola pasterzy Kościoła. Ten gest papieski można zinterpretować jako dramatyczne wołanie o pojednanie, jako wołanie takie, w którym skoro słowa nie przemawiają, przemawia emocjonalny gest… Ale to wymaga klarownego przesłania i przekazu.
Podczas swojej ostatniej wizyty w Maroku papież apelował do wiernych, aby nie nawracali muzułmanów w tym kraju. Czy bez codziennego głoszenia Dobrej Nowiny wszystkim narodom Kościół przetrwa?
Św. Jan Paweł II pisał w swojej encyklice misyjnej, że „misja Kościoła dopiero się rozpoczyna”. Słowa Franciszka, biskupa Rzymu, nie muszą być odczytane jako całkowite, radykalne zaprzeczenie tej niepodważalnej prawdy. To, że „misja Kościoła dopiero się rozpoczyna” wyrasta ze słów samego Chrystusa, z Jego nakazu misyjnego, który nie jest ograniczony w czasie. Być może papież Franciszek chciał powiedzieć, że istotą tej działalności nie powinno być czysto formalne nawracanie, ale świadectwo życia, wzór życia będącego odzwierciedleniem wiary. Może chodziło mu o podkreślenie roli autentycznego świadectwa. Tak próbuję to sobie wytłumaczyć.
Dziękuję za rozmowę.
Foto: Fronda.pl
Wywiad ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 16.04.2019 r.